Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rotmistrzu!... — zaczęła generałowa, zamierzając umitygować Klimowa, gdyż wiedziała już z doświadczenia, co znaczy ten zgrzytliwy, przykry chichot żandarmski. Klimow jednak nie był dziś w usposobieniu by ulegać dostojnej pani Ostapowej. Chichotał długo, a coraz piskliwiej i ze wzrastającą arogancją. Wreszcie przemówił. Miał miękki baryton, jakiś podstępny, niby skradający się.
— No-no! Panie adwokacie! Grzmiał tu pan przed chwilą przeciwko sentymentalizmowi rosyjskiemu, a sam wpadł pan w niedopuszczalny, babski, łzawy sentymentalizm, który przedewszystkiem zgubił Rosję! Nasz kmiotek i robotnik spokojny jest, cichy i pragnie żyć po bożemu? Co za naiwność! Co za zbrodnicza ślepota! Co za bezczelne oszustwo! Mówi pan zapewne o robotniku, który w moskiewskiem mieszkaniu pana zawieszał jedwabne draperje na drzwiach gabinetu? Kmiotka zaś widzi pan przed sobą w chwili, gdy ten stoi bez czapki i kłania się panu w pas, bo coś chce od pana wycyganić? Nie — mój panie! Mnie proszę zapytać, co to za bydlę ten kmiotek i ten robotniczek rosyjski z jego życiem podług przykazań boskich! Tylu ich nawysyłałem w najdalsze kąty Sybiru, aby czemprędzej bez krzyku i hałasu powyzdychały te kanalje od mrozu, szkorbutu, głodu, biegunki i febry! Nasz lud — to dziki, pogański lud, dzikszy od ludożerców afrykańskich!... Tamci to przynajmniej załatwiają się krótko i węzłowato! Nożem po gardle i już! Krew oddaje się fetyszom w ofierze, wątroba i nerki — kapłanom, śledziona i żółć — znachorom, a reszta — całemu towarzystwu. Rosyjski zaś „cichy i spokojny“, „boży“ człowiek nie zjada bliźniego, ale lubuje się w jego