Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co się miało dziać? — mruknął Miczurin. — Pracowaliśmy wszyscy, jak zwykle.
— Zresztą doktór ma poniekąd rację! — przerywając mu, zawołał Sergjusz i zaśmiał się: — Byliśmy przez dobrą godzinę w towarzystwie najprawdziwszych bandytów! Policja zastrzeliła ich niemal w naszej obecności. Wypłoszył ich pański znajomy — pułkownik Wali-chan Bukrejew!
— Ach, Sulejman! — ucieszył się Plen. — Poznał go pan? Bardzo interesujący człowiek — nieprawdaż?
— Istotnie zaciekawił mnie swojemi, zdaje się, fantastycznemi planami stworzenia nowoczesnego imperjum mongolskiego z udziałem Rosji — z ożywieniem odpowiedział Wagin. — Nie jest to zbyt dla nas pochlebne towarzystwo, lecz, gdyby plan ten był wykonalny, wartoby nad nim poważnie się zastanowić... Jedno tylko w tem wszystkiem wydaje mi się nierealne. Taki plan powinni rozwijać i propagować wysłańcy narodów mongolskich, nie zaś były adjutant cesarski, uciekinier, człowiek prawdopodobnie, jak i my wszyscy tutaj, bez jutra!
Doktór słuchał uważnie, a gdy Wagin skończył, zauważył:
— Co do Wali-chana pan się myli! Ma on pełnomocnictwa wszystkich ludów mongolskich, mieszkających na terytorjum Rosji, a oprócz tego od Turkiestanu Chińskiego, Afganistanu, Kurdów i muzułmanów z Kaukazu. Nie wiem, czy plan pułkownika łatwy jest do zrealizowania, ale pomyślany jest poważnie a także solidnie finansowany.
— Przez kogo? — zainteresował się Miczurin.
— Nie wiem, ale podejrzewam, że biorą w tem