Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż teraz robi ten pan? — spytała pani Somowa.
— Teraz jest kierownikiem budowy rządowej elektrowni w Nankinie! — z jakąś dumą zawołał Ableuchow. — Przez parę lat nikt tych ludzi nie widział. Wstydzili się zapewne pokazywać w towarzystwie, a teraz, gdy się wybili, przyszli sami i prowadzą rozmowy o konieczności założenia towarzystwa samopomocy z spółdzielnią i biurem pośrednictwa pracy. Tymczasem jednak są to sporadyczne wypadki, niestety... Inni albo jęczą i narzekają, albo też robią różne „kanty“, są i tacy, którzy wpadają w niezdrowy mistycyzm...
— Przepraszam! — zaprotestowała energicznie pani Somowa. — Do towarzystwa tych wyjątkowych ludzi musi pan zaliczyć również pana Sergjusza Wagina, który też wybija się szybko, miłego lejtenanta Miczurina, no — i moją Ludmiłę, bo ona też własną pracą doszła do lepszych warunków materjalnych u swoich Amerykanów i otrzymała wreszcie stałą posadę.
— No-o, Ludmiła to wyjątkowa panienka! — powiedział staruszek, zsuwając okulary na czoło. — Cieszyłbym się niezmiernie, gdybym nie mógł zliczyć wszystkich Rosjan, którzy tu na najcięższej zapewne emigracji zdobyli twardy grunt pod nogami! Daj Boże! Daj Boże!
Tymczasem Wagin, po przedstawieniu go przez Ludmiłę pani Ostapowej, był zaszczycony dłuższą z nią rozmową. Generałowa przyglądała mu się z dość natrętnem zaciekawieniem, a przed jej badawczem spojrzeniem nic, zdawało się, ukryć się nie mogło. Obejrzała wyniosłą, szczupłą, lecz silną po-