Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ XIV.
W SALONIE PANI GENERAŁOWEJ.

W salonach generałowej tłumnie było tej niedzieli. Wypadły właśnie imieniny adwokata Lubicza, który zadomowił się już w pensjonacie na dobre. Stali bywalcy i lokatorzy pensjonatu „Wołga“ od pewnego czasu oczekiwali z dnia na dzień wiadomości, że wahająca się wciąż pani Ostapowa odda wreszcie swoją ciepłą wdowią rękę mecenasowi. Tego dnia miał być lepszy — „imieninowy“ obiad z bezpłatną kawą w godzinach „five o‘clocku“. Już ta „materjalna“ przyczyna miała w sobie prawdziwą atrakcję, lecz były też inne powody, dlaczego w jadalni, saloniku i na werandzie tłoczyli się emigranci. Generałowa powiadomiła zawczasu najbliższe swoje przyjaciółki, że tej niedzieli oczekuje nowych gości, podobno bardzo interesujących i, jak chodzą pogłoski, dość zamożnych. Gdyby nawet Szun-Pao otrzymało dobrze płatne ogłoszenie na reklamowanie tej wiadomości, efekt nie byłby bardziej skuteczny. Przyjaciółki bowiem lotem ptaka rozniosły nowinę po całym Szanchaju, więc ze wszystkich dzielnic pociągnęli emigranci na Bubbling Well i składali serdeczne życzenia jeszcze bardziej tego dnia eleganc-