Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

naco i poco to było rządowi, burzącemu podwaliny caratu? Co mogli dać z siebie ci „dawni ludzie“ zuchwałemu Leninowi i jego Międzynarodówce, zmierzającym po skończonej wojnie domowej ku gorączkowej budowie czegoś zupełnie nowego, nigdy niewidzianego, a ogromnego i powstającego szybciej od osławionych piramid egipskich? Nie były to czcze i brutalnie reklamowe zamiary, gdyż nie jakichś tam nędznych sześćdzesiąt tysięcy, jak w Tebach, Karnaku i Gizeh, ale miljony niewolników pokornych i niczego nie żądających, oprócz kawałka chleba i cuchnącej, suchej ryby, można było w każdej chwili pchnąć na najzuchwalszą, najniebezpieczniejszą i najfantastyczniejszą robotę.
Agitacja zagranicą, skierowana przeciwko nowym gospodarzom Rosji, a więc — szkodliwa opinja, urabiana przez emigrantów? Lenin i jego towarzysze, przez szereg lat głodujący zagranicą, poznali dokładnie, do najgłębszych tajników zmaterjalizowaną, amoralną duszyczkę współczesnej cywilizacji, gdy to ilością złota w bankach i wartością koncesyj oceniano i mierzono „kulturę“ ludów! Wszelką agitację przeciwko nim i najgorszą o nich opinję można było w ciągu jednej doby zmienić i rozproszyć, dając Europejczykom i Amerykanom opcje na naftę, węgiel, żelazo, mangan, azbest i złoto syberyjskie! Czy warto było zatem przejmować się starczem zrzędzeniem jakichś tam umarlaków, z głodu, chorób i zimna padających na ulicach wspaniałych stolic Zachodu i gdzieś — aż w Szanchaju lub na rozszalałym, puchnącym od bogactwa Manhattanie? Nikt w Moskwie o tem nie myślał i żadnych obserwatorów do Szanchaju nie posyłał. Kontrrewolucja od roku już za-