Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiednio, będąc jednocześnie pożytecznym memu pracodawcy i krajowi, który mię przyjął gościnnie.
Europeizowany pan Liao-Kaj-Fan zacierał ręce, uśmiechał się wytwornie, ale z odpowiedzią zwlekał. Zresztą nie byłby Chińczykiem, gdyby nie trzymał się takiej właśnie taktyki. Sergjusz zmuszony był na poczekaniu przeczytać i streścić prezesowi mowę Lloyd-George‘a z „Manchester Guardian“, przetłumaczyć wstępny artykuł z „La Stampa“, opowiedzieć przebieg posiedzenia Kortezów w relacji madryckiego „El Sol“, przejrzeć ekonomiczną kronikę w „Frankfurter Zeitung“, zestawić ją z tem, co umieścił w nowinach dnia paryski „L‘Intransigeant“, i wreszcie zreferować artykuły redakcyjne z moskiewskich „Izwiestij“ i „Prawdy“. Egzamin ten wypadł tak błyskotliwie, że przebiegły Liao-Kaj-Fan nie potrafił nawet ukryć swego zachwytu, więc, żeby osłabić wrażenie, gdyż obawiał się wygórowanych wymagań kandydata co do honorarjum, uśmiechając się jeszcze uprzejmiej, rzucił:
— Jaka szkoda, że nie zna pan języka japońskiego!
— Muszę uprzedzić szanownego prezesa, że nie znam również języka Bambara i Inków, — najpoważniej w świecie odparł Sergjusz, — lecz w ogłoszeniu koncernu te piękne skądinąd języki nie były wymienione.
Prezes nie miał pojęcia o jakichś tam Bambara, więc, nadrabiając miną, zauważył:
— Te narody nie mają tymczasem zbyt wielkiego znaczenia w polityce światowej...
— Istotnie, pan prezes bardzo trafnie to ujął — a całą powagą odpowiedział Wagin.