Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poważnie i zrozumiale i przekonywać ich zawsze. Zarabiał więc na mieszkanie i na ubogie, półgłodne życie, wierząc niezłomnie, że musi zajść jakiś wypadek, który pozwoli mu twardą stopą stanąć wreszcie na gruncie tego strasznego miasta, wrzącego stale, niby lawa w kraterze wulkanu. Niespodziewanie nastały jednak czasy niezwykle ciężkie. Napad na firmy japońskie i miejscową „josziwarę“, o czem oddawna szeptano sobie po różnych kątach „Gospody“, został dokonany i udał się nadspodziewanie. Japońskie poselstwo i konsulowie z arogancką stanowczością zażądali natychmiast przeprowadzenia śledztwa i ścisłej ochrony miasta. Zwyczajem chińskim władze długo dawały mgliste przyrzeczenia i zawiłe, wymijające odpowiedzi, lecz, gdy przed Szanchajem stanęły na kotwicy japońskie konertorpedowce, a od strony Mandżurji posuwać się zaczęły zmotoryzowane oddziały wojsk, gubernator zmuszony był otoczyć handlowe i cudzoziemskie dzielnice kordonem żołnierzy i policji, aby odciąć środek miasta i cały Wusung od dzielnicy chińskiej i okolicznych miasteczek i wiosek. Od tej chwili przerwały się wszelkie źródła zarobku i na nic już nie zdały się obfite wiadomości, różnemi drogami napływające wciąż do „Gospody 4-ch stron świata“. Trwało to już cały tydzień, a końca tak opłakanej sytuacji nikt przewidzieć nie mógł. Japońscy dyplomaci, poparci przez dowódcę eskadry kontrtorpedowców i konsula Italji, gdyż podczas zamieszek kilku obywateli włoskich, spędzających miłe chwile w objęciach malutkich, szczebiotliwych „musme“, zostało poturbowanych i ograbionych przez motłoch, domagali się wykrycia i surowego ukarania sprawców na-