Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwyczajny mieszkaniec miasta zapewne zginąłby w drodze, lecz Basiewiczowie podczas długiego wygnania tak się z mrozem i wichurą otrzaskali, że tylko zczernieli, przychudli, lecz czuli się wyśmienicie, otuleni w dachy z podwójnego futra jeleniego i zaopatrzeni w ciepłe obuwie na skórkach zajęczych.
Już słońce zaczynało świecić dłużej i grzać mocniej, z czego nawet mały Staś wywnioskował, że zbliża się wiosna. Właśnie sunęli brzegiem szerokiej rzeki, zamarzniętej jeszcze i okrytej wysokiemi wydmami śnieżnemi.
— Czy to nasza Lena? — spytał pewnego razu Staś.
— Nie, synku, to Amur, który biegnie na wschód, ku Oceanowi Spokojnemu! — objaśnił ojciec.
— A dokąd płynie Lena? — zadał chłopak nowe pytanie.
— Z południa na północ, do oceanu Lodowatego, gdzie podróżnikom w zimie i w lecie grozi śmierć — odpowiedział pan Basiewicz.