Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Staś, który miał już wtedy siódmy roczek, ujrzał rodziców, wychodzących razem, i ze zdziwieniem przyglądał im się.
Ojciec wydawał się bardzo wzruszony, mamusia płakała i przez łzy szeptała:
— Jeżeli Bóg nie opuści, to wszystko będzie pomyślnie...
Pewnego dnia ojciec zaprzągł oba koniki do sanek, ułożył kilka worów z wędzonem mięsem, mrożonemi rybami i sucharami, przywiązał krowy i byczka ztyłu za sankami i, usadowiwszy wygodnie chłopaka z mamusią, wziął cugle w ręce i ruszył przed siebie.
Jechali bardzo długo, chyba z jakie trzy miesiące, unikając miast i wiosek, a wypoczywając w „zimowjach“ — małych chatkach, pobudowanych przez syberyjskich myśliwych na czas łowów zimowych.
Mrozy srożyły się siarczyste. Coraz częściej zrywał się szalony wicher i ciskał na podróżnych całe stosy skrzepłego śniegu.