Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziemy sądzili naszych jeńców podług naszego prawa — krew za krew!
Stanisław uśmiechnął się nieznacznie i, gdy Maranba usiadł zakłopotany, zaczął mówić:
— Nie jestem ani Irokezem, ani Delawarem, więc nie mogę wychodzić na „ścieżkę wojny“; chcę was zawrócić z tej drogi, krwawej i niebezpiecznej. Przybyłem tu, aby przypomnieć wam o tem, coście zapomnieli, wojownicy! Maranba nie ma słuszności, nawołując was, abyście sądzili jeńców i to jeszcze podług starego prawa Indjan! Ojcowie wasi wywalczyli dla swoich szczepów wolność, lecz przysięgli na Wielkiego Ducha, że Indjanie będą uznawali prawo białych ludzi. Niech potwierdzi to sędziwy Arunguna!
Starzec kiwnął siwą głową i rzekł dobitnie:
— Tak właśnie brzmiała umowa z białymi, gdy wodzowie nasi zwyciężyli nad Atabaską!
Stanisław już donioślejszym głosem ciągnął dalej: