Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czas upływał mu szybko, bo poza lekcjami, w godzinach wolnych od zajęć z uczniami, brał udział w łowach Irokezów.
Czarny Sęp dał mu karabin i chłopak strzelał z niego do jeleni, czerwonych wilków, skradających się do stad indyjskich, do lisów i rosomaków.
Uangaron, syn wodza, nauczył Stacha chwytać konie i byki na lasso i razem z nim odbywał dalekie przejażdżki konne, odwiedzając odległe od obozu pastwiska.
Pewnej nocy rozległ się nagle jakiś gwar za ścianą domu, i Stach się obudził.
Posłyszawszy niespokojne głosy całego tłumu, zerwał się z posłania i wybiegł na dwór.
— Co się stało? — spytał Uangarona.
Ten, nic nie mówiąc, ręką wskazał przed siebie.
Staś dopiero wtedy spostrzegł łunę. Niby czerwona płachta wisiała pod czarną kopułą nieba, to rozpalając się, to przygasając.