Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przychodziły do niej ze swemi troskami i dolegliwościami, a pani Wanda radziła i pomagała biednym, ciemnym kobietom, jak mogła i umiała.
Staś też nie próżnował.
Otaczał go cały tłum czerwonoskórych chłopaków, którzy, wybałuszywszy czarne oczęta, przyglądali mu się z ciekawością.
Krępowało go to z początku, lecz wkońcu przyzwyczaił się do ich niemych spojrzeń i pomyślał sobie:
— Nudne to jest coprawda, ale cóż robić?! Muszę się z tą hałastrą jakoś rozmówić...
Rozpoczął od rozmów z chłopakami. Indjanie jednak albo milczeli, albo odpowiadali krótkiemi zdaniami, jakgdyby nie dowierzając mu lub obawiając się czegoś.
Wtedy Stach zmienił swoje z nimi postępowanie.
Prowadził ich na polanę w lesie lub na brzeg rzeki i zaczynał im opowiadać o dużych miastach, takich, jak