Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyjskiego, w którym dawni wygnańcy polscy pożegnali dzielnego Jukio Sakuraczi i jego zawsze spokojnych i uprzejmych marynarzy.
Mały Staś, który nauczył się kilku wyrazów japońskich, odchodząc z rodzicami, długo wymachiwał czapeczką i krzyczał cienkim głosikiem:
Banzaj Nippon![1].
W Kanadzie w owe czasy chętnie widziano emigrantów.
Basiewiczowi więc nie robiono żadnych trudności paszportowych, a władze portowe, dowiedziawszy się, że jest wprawnym ślusarzem, dały mu bilet wolnej jazdy i skierowały go do dużego miasta Winnipeg.
W trzy dni później Mieczysław Basiewicz miał już posadę w wielkiej firmie drzewnej, posiadającej tartaki w północnych obwodach kraju.

Emigrant nie mówił po angielsku, lecz firma, zatrudniając znaczną ilość robotników Rosjan i Czechów, miała

  1. Niech żyje Japonja!