Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

palono tu ognisko, aby dymem jego odpędzać moskity, a nawet zakradające się tu nieraz żmije.
Pod ścianą leżała kupa brudnej, cuchnącej słomy — ohydne legowisko mieszkańców.
W głębi chaty na półce bielały jakieś kości. Władek, przyjrzawszy się uważnie, dojrzał cały ich stos, a także szereg czaszek ludzkich. Dżair, spostrzegłszy, że przyjaciel ze zdumieniem przygląda się tym smutnym resztkom ludzkim, zbliżył się do niego i objaśnił:
— Są to kości ojców, matek, braci, sióstr, dzieci i tych wszystkich w rodzinie, którzy zmarli...
— Poco Minkopi przechowują te kości? — spytał Władek.
— Duchy zmarłych pozostają wtedy w domu, pomagają i doradzają żyjącym — poważnym głosem powiedział chłopak.
Władek skinął głową, gdyż przypomniał sobie, że niektóre dzikie szczepy wierzą w nieśmiertelność duszy ludzkiej i w możliwość przywiązania jej do domu, umieszczając w nim kości nieboszczyka. Czytał gdzieś nawet, że Negritosi zakopują zwłoki zmarłych do ziemi, a gdy w grobie pozostaną same tylko kości, zabierają je do swoich chat, kładą pod kamieniami na polach lub noszą przy sobie, jako