Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Boże! Jakież to brzydkie stworzenia! — wzdrygnął się chłopak.
Jeden z nieznajomych zaśmiał się wesoło i odpowiedział:
— Jest to „trepang“ — ulubiony przysmak Chińczyków!
— Jak długo zamierzacie, panowie, przebywać w tych okolicach? — zapytał pan Krawczyk Kindleya, który, jak mu się zdawało, kierował całą wyprawą naukową.
— Mieliśmy zamiar spędzić tu dwa miesiące, lecz, na szczęście, zupełnie przypadkowo udało się nam znaleźć w porcie Bleir wprawnego nurka w osobie pana Murray... to skróci znacznie nasz tu pobyt, — odpowiedział uczony.
Władek przypatrzył się nurkowi, a, gdy spojrzenia ich skrzyżowały się, barczysty, brodaty człowiek nagle spuścił oczy. W tej chwili Władek poznał go.
— Tatusiu! — szepnął, pociągnąwszy ojca za rękaw. — Ten Murray płynął ze mną statkiem z Rangunu...
— Czy nie mylisz się, synku? — zdumiał się pan Roman.
— Nie, ojcze! Ma on na prawem ramieniu głowę psa, serce i kilka liter, wytatuowanych