prawa opuścić wysp Andamańskich, ponieważ po więzieniu zmuszeni byli jeszcze przebyć tu dziesięć lat i dopiero nienaganne przez ten czas życie otwierało przed nimi drogę do ojczyzny. Zwykłe milczący, smutni i jakgdyby zgnębieni, pracowali starannie i pan Roman nie miał z nimi nigdy zatargów, ani kłopotów. Ludzie ci, po ciężkim, pełnym poniżenia pobycie w więzieniu, czuli się doskonale i spokojnie na plantacji w Middle-Hill. Pan Krawczyk był zawsze grzeczny dla nich i wyrozumiały, troszczył się o dobre i zdrowe pożywienie dla robotników i z całą sumiennością wypłacał zarobione przez nich pieniądze.
Władek przyglądał się pracy na plantacji, która rozrastała się i rozszerzała z każdym rokiem. Właśnie odbywała się druga zbiórka herbaty. Robotnicy zrywali młode, jasnozielone listki krzaków herbacianych i wrzucali je do wysokich koszów bambusowych. Inni nieśli je do długiego budynku, gdzie wysypywali zawartość kosza na ogrzewane prycze, i przykrywali każdą warstwy grubym filcem. Listki herbaty w ciągu kilku dni fermentowały, nabierając swoistego aromatu, który wzmacniano, dorzucając trochę płatków kwiatów o silnej i przyjemnej woni.
Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/44
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/8/8c/F._A._Ossendowski_-_Skarb_Wysp_Andama%C5%84skich.djvu/page44-1024px-F._A._Ossendowski_-_Skarb_Wysp_Andama%C5%84skich.djvu.jpg)