Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wcisnąwszy do kieszeni rewolwer, wyszedł na werandę i, świecąc sobie latarką elektryczną, odszukał Negritosa, który ukrył się w krzakach. Ująwszy go za rękę, wprowadził do izby i zapalił świecę. Pan Roman zdumiał się. Ujrzał bowiem przed sobą tubylca, wymalowanego na czerwono i ozdobionego tatuowaniem, jakiego wśród Minkopi nigdy nie widział.
— Kalabon? — spytał rządca, domyślając się już, kogo ma przed sobą.
Ten skinął głową i swoim zwyczajem zaczął płakać.
— Poczekaj! — mruknął Krawczyk. — Sprowadzę tłumacza...
Zamknął tubylca w pokoju i poszedł po Baharanę. Stary Minkopi — chudy straszliwie i słaby po ranie i uciążliwej podróży wszedł niebawem a, zobaczywszy Kalabona, zgrzytnął zębami i patrzał na niego ponurym, nienawidzącym wzrokiem. Na rozkaz Krawczyka zaczął wypytywać swego wroga o cel jego przybycia na plantację i łamaną angielszczyzną powtarzał jego słowa.
Pan Roman dowiedział się, że Kalaboni wysłali jednego ze swych wojowników, jako posła do Dżaira. Wrogi ten i dziki szczep wy-