Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w stronę szkuneru. Dopłynęli wreszcie i, schwyciwszy rzuconą im linkę, stanęli przy jego burcie. Jeden z Minkopi wdrapał się na pokład i podał list, adresowany do Władka. Pan Roman powiadamiał go, że może już powrócić razem z Dżairem. Chłopiec przetłumaczył list ojca profesorowi Kindleyowi.
— Chwała Bogu, że rodzice są już spokojni o ciebie! — zawołali Anglicy, profesor zaś polecił kapitanowi prowadzić szkuner ku przylądkowi Czerwonych Skał.
Edyta, posłyszawszy to, przybladła i natychmiast opuściła pokład. Niesłyszała już, jak Władek, przewróciwszy arkusik papieru, spostrzegł dopisek i krzyknął radośnie:
— Dżair! Ojciec donosi, że stary Baharana żyje! Chory jest i leży w Middle-Hillu, gdzie matka moja opiekuje się nim!
— O, sahibie!... — szepnął mały wódz i chciał swoim zwyczajem zapłakać, lecz, przypomniawszy sobie słowa przyjaciela, mocno zacisnął zęby i pohamował wzruszenie. Kapitan Robbins oddawał już rozkazy sternikowi, a potem krzyknął do inżyniera:
— Malardzie, pełny gaz!
Motor strzelił kilka razy i jął turkotać, obracając wał śruby. Ostry dziób szkuneru