Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o czarnookiej, czarnobrewej i smagłej jak cyganka Marince, młodzież wzdychała do niej całą kupą i prorokowała, że — jeszcze trochę — a wyrośnie na najpiękniejszą dziewuchę w całej Huculszczyźnie.
Tymczasem chłopcy zabiegali o jej względy i robili starania, by spotkać ją na łące, gdy szła po wodę z kubłami do źródła, na „perełazie“ w woryni i wszędzie, gdzie się da...
Rzadko to im się udawało, ale, jeżeli któremuś tam się poszczęściło przydybać Marinoczkę, każdy niezmiernie grzecznie i łagodnie do niej gadał i prawie zawsze ofiarowywał jakikolwiek upominek: jeden pęczek jaskrawych krokusów, niby nasiąkłych słońcem złocistym i kraśnym, drugi — pięknie wylepione z sera kołaczyki, przydymione w stai pasterskiej; ten — bogato „pisane“ i ozdobnie polewane „blyżniuky“ — drobniutkie dwojaki gliniane, które przywiózł z wołoskiej strony płynąc tratwą aż hen do Kut i Czerniowiec; tamten — garść barwnych kamyków z dna Czeremoszu wyłowionych.
Dziewczyna, opuszczając oczy wstydliwie i przebierając palcami sznury korali, wiszące na wysokiej, gwałtownie falującej piersi, przyjmowała dary z podzięką, jednak, gdy pewnego razu Wasyl Szaburak wcisnął jej do ręki szeroki „gerdan“ — wzorzystą opaskę z paciorków, — cofnęła dłoń i uciekła, niczym przez wilka spłoszona łań.
— Hordaja diwczyna!... — długo mruczał potem zbity tym z tropu Wasyl, lecz głupi był, bo nie zrozumiał, dlaczego nie wzięła Marinka gerdanu i czym prędzej odeszła od źródełka, gdzie chłopak wytropił ją już przed zachodem słońca.
Jakżeż by się zdziwili chłopcy z Witlicy, gdyby pewnego dnia spotkali dziewuchę w dziwnym i niezwykłym miejscu.
Nic jednak o tym nie wiedzieli.
W przeciwnym razie nie pożałowaliby zapewne ani czasu, ani nóg i skórzni.
Maj wonczas szedł ku schyłkowi. Pod szczytem Breskulu, tam gdzie przed tysiącami wieków okrywający wonczas ziemię lodowiec wyżłobił i wyrzeźbił głębokie kotły w zboczach grani, szła Marina Hłyszczanka, przedzierała się przez trawy soczyste, wysokie, przez zarośla olch szarych, wiklin i skądś przez wiatr zaniesionej nikłej buczyny.