Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Taki strojny, taki pyszny, taki „hordyj panycz“!
Serce mocniej bić poczęło we wzburzonej piersi dziewuchy i słodko zamierało chwilami.
Gdy podniosła oczy na Jura, mrużyła je. Zdawało jej się, że bije od niego blask olśniewający.
On zaś tymczasem pochyliwszy się do Dymitra szeptał do niego z ufnością wiedząc, że spotka się ze zrozumieniem i współczuciem.
— Bają ludzie, żem kłusownik i policji na mnie donoszą! Hej, głupie chłopy! Głupie! Ile na Wierchowinie jest kłusowników, tyle ich płaciło kary, czy w więzieniu nawet siedziało... A ja — ani razu! A ja — nic!
— I prawda! Nie słyszeli my o tym — potwierdził sołtys i począł wytrząsać popiół z fajki.
— No, widzicie?! — zawołał gość. — A cóż wy słyszeliście o mnie?
Stary gazda spojrzał na niego nieufnie i zamruczał niechętnym głosem:
— E-e-e, ot bają ludzie, by bajać... Nic złego nie słyszeli my, ino nikt nie wie, co wy robicie... Ojciec z robotnikiem poci się na roli i w lesie, i na rzece, a wy z karabinem po puszczy i połoninach śmigacie... Stąd i poszło, żeście kłusownik...
— Trzeba było zapytać mnie, a nie bajdurzyć po próżnicy! — warknął Brzeziński, ale wnet się pohamował i dodał: — A jeżeli mnie nie wierzycie, to nadleśniczego spytajcie!
— Nadleśniczego?
— Nadleśniczego! On powiedziałby wam, czyją ja robotę robię! — kiwnął głową Jur.
— Tako to, no-no-no! — ni to zdziwił się, ni to czegoś się domyślił gazda-sołtys. — To nie tak, jak o tobie gadają ludzie... że na ciebie sam nadleśniczy zły i grozi pojmaniem i karą.
— Fiut-fiut! — gwizdnął chłopak. — Ta któż, jak nie ja nadleśniczemu znalazłem gawrę, a na ministra wygoniłem kudłacza jak na sznurku!
Zaśmiał się głośno i bystro, wyraziście spojrzał na Marinkę.
Zrozumiała go, czy serce jej własne podszepnęło — nie wiadomo, lecz wstała i cichutko wyszedłszy na dwór, poprzez