Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski iskrzącymi się oczyma patrząc na kochaną dziewczynę. — Napiszę też do pana majora Rzęckiego. On wszystkich zna w Warszawie, więc najlepiej doradzi...
— Kiedy zaczyna się budowa? — spytała rumieniąc się nagle.
— Inżynier mówił, że w dyrekcji czekają tylko na decyzję Warszawy, która powinna wskazać, gdzie ma stanąć szkoła.
— Trzeba się śpieszyć! — zauważyła panienka.
— Jutro wyślę list do majora...
— Muszę czym prędzej powrócić do Warszawy i zakrzątnąć się koło tej sprawy — powiedziała, a widząc, że Jerzy spochmurniał i podniósł na nią niespokojne oczy, dodała: — Chodzi przecież o to, bym mogła jak najrychlej przyjechać do Mygli...
Przygarnął ją do siebie i zaczął całować. Nie widzieli oboje, że przez szparę w komorze przyglądała im się czymś ogromnie wzruszona sołtysowa, która wnet po ich odejściu, jak z procy wypadła za ogrodzenie i pomknęła do ciurkała, gdzie o tej godzinie przychodziły po wodę sąsiadki, plotkowały i rajcowały o wszystkim. Znalazłszy się wreszcie w tym babskim „klubie“ wiejskim gazdynia poczęła opowiadać o podpatrzonej scenie każdej sąsiadce po kolei, a zawsze w największej tajemnicy. Za pół godziny nie tylko w Jaworniku, a nawet w każdej z dala stojącej grażdzie wiedziano już, że gazda Brzeziński, który z wojska powrócił, ma się żenić z ważną, uczoną panienką z Warszawy, bo ją tak słodko całował, że Barbarę sołtysową aż sparło od wzruszenia.
Wieść ta pobiegła dalej — do Skupowej, Zelenego, Fereskulu i Jabłonicy, do Dołhopola i Krasnoiły aż dotarła do Witlicy, gdzie o tej nowinie dowiedziała się od „najserdeczniejszej“ przyjaciółki ponura, śmiertelnie na „niewiernego“ gazdę z Mygli obrażona Marinoczka Hłyszczanka i przepłakała całą noc — nie wiadomo — z miłości czy z gniewu?
Brzeziński o tym nie wiedział, zresztą i nie dbał już o to, co tam ludzie trajlują i bają. Żył swoim szczęściem i planami na przyszłość.
Powracał z Jawornika inną drogą, żeby nowy szmat Huculszczyzny pokazać panienkom warszawskim i pochwalić się malowniczością umiłowanej Wierchowiny. Jechali więc wzdłuż