Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, teraz pozostała mi do załatwienia tylko sprawa z samą Marinoczką Hłyszczanką — myślał Brzeziński i w tej samej chwili uświadomił sobie, że z dziewczyną nie pójdzie mu tak gładko jak z Wasylem.
Wszyscy wybiegli na spotkanie młodego gazdy.
Panna Stefa wypytywała go o wszystko i cieszyła się słuchając opowiadania o wynikach rozmowy z nadleśniczym w Jaworniku.
— Świetnie się to stało, że dostałeś Jureczku pracę najbardziej dla siebie odpowiednią — powiedziała — bo któż lepiej od ciebie zna się na zwierzętach na wolności i na sztukach kłusowników?! Ty potrafisz najlepiej ochronić od zagłady dzikich mieszkańców puszczy! Ja ci przepowiadam, że zrobisz na tym wspaniałą karierę!
Brzeziński cieszył się razem z nią i całował Stefę po rękach.
Gdy Bartek i Dawidczuk ujrzeli Wasyla Szaburaka w przyjaznej z Jerzym rozmowie zdębieli i słowa przemówić nie mogli.
Przypomnieli bowiem sobie pogróżki Jerzego, że za podziurawienie skóry strzeleckiej „pouczy“ po swojemu Szaburaka. Tymczasem nic!
Rozmawiają ze sobą jak przyjaciele i na pysku Wasyla ani śladu „nauki“!
— Coś z tym — źle wypadło! — myślały chłopaki ze wszystkich stron oglądając Wasyla. Dopiero gdy Szaburak, zaśmiawszy się głośniej, skrzywił się nagle i szybkim ruchem poprawił opuchniętą nieco szczękę, rozchmurzyły się oblicza Bartka i Wasylka Dawidczuka.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i szepnęli jednocześnie:
— A tak i dostał za swoje Szaburak od gazdy!
Niby góra spadła im z karków. Poweseleli obaj i odetchnęli z ulgą.
Sprawiedliwości stało się zadość, no, i honor gazdowski został obroniony.
Pani Karolina, doszedłszy z trudem do słowa, zawołała ze śmiechem:
— Ależ, panie Jurku, miałam ja dziś kłopotów!
— Co się stało? — zaniepokoił się Brzeziński.
— Może przed godziną naszło tu ze dwudziestu chłopa,