Panie zachwycały się malowniczą szosą wijącą się brzegiem Białego Czeremoszu, ale, gdy ściemniło się, i od Uścieryków zjechali na boczną drogę, widziały tylko okryte czarnym lasem góry, przerywane polami, gdzie tam i ówdzie świeciły się już ognie w oknie grażd rozrzuconych z dala jedna od drugiej.
Dopiero po dziewiątej przyjechali do Mygli.
Panie zmywszy z siebie kurz i przebrawszy się weszły do świetlicy, gdzie już była podana kolacja.
Jerzy wystąpił ze wspaniałą ucztą. Panie chwaliły marynowane i pieczone pstrągi, comber sarni z borówkami i pierogi ze świeżymi śliwkami w śmietanie.
— A mówił pan, że odżywiacie się tylko bryndzą, kuleszą i żentycą! — wołała Kazia. — Tymczasem najadłam się samych najwyszukańszych smakołyków!
— Od jutra będzie tylko mamałyga i kwaśne mleko — zagroził jej Jerzy, a Bartek posłyszawszy to parsknął głośno w kułak.
Wiedział przecież, że na jutrzejszy obiad miała być głowacica, kupiona przez Jerzego u Żyda z Krasnośli, i pieczeń cielęca.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/246
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.