Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział XXIII
ŻYCIE ROBI NIESPODZIANKI

Nazajutrz po dobrze przespanej nocy panie poszły na cmentarz, żeby się pomodlić nad grobem zmarłego gazdy, a po obiedzie przed domem sołtysa panna Stefania miała już pierwszą pogadankę o tym, jak to w wielkiej wojnie dzielnie stawał wraz z całą Żelazną brygadą karpacką batalion Hucułów-ochotników i jak kochał i cenił górali wielki marszałek Józef Piłsudski.
Jerzy Brzeziński tylko przy obiedzie i wieczorem widywał się z paniami.
Pani Karolina ze Stefą i Kazią odbywały dalekie wycieczki.
Jesień w tym roku wypadła wyjątkowo pogodna i ciepła.
Słońce grzało jak w lipcu.
Lasy wyglądały uroczo.
Buki okrywały się już czerwienią, olsze i wierzby — złotem, igliwie świerków ściemniało, nabierając granatowego odcieniu. Dzwoniły zbiegające z gór potoki, mknąc do łożyska Czeremoszu.
Na polanach grały trębity i fujarki pastuchów. Z zalesionych gór dobiegał łomot siekier, huk padających drzew i wesoła pieśń sykmanyczów — drwali. Ryczało bydło i beczały owce powracające z pastwiska.

W niedzielę od rana dzwoniły dzwony w cerkiewce, a dokoła niej gromadził się barwny tłum Hucułów i Hucułek w ozdobnych keptarach, guglach[1], zapaskach, haftowanych

  1. Płaszcz z kapturem, noszony przez kobiety.