Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szyję z zarzuconymi na kark rogami ryczał przeciągle. Koło jego pyska kłębiła się opadająca para.


...Byk postąpił kilka kroków naprzód...

Jerzy pochyliwszy się do samej ziemi przysunął się do generała i ręką wskazał mu majaczącą w mętnej pomroce sylwetkę jelenia.
— Proszę nie strzelać, bo komory nie widać za pniem. Musi przecież wyjść na odkryte miejsce...
Generał przyłożywszy do oczu lornetę polową oglądał byka.
Palcami pokazał, że mają przed sobą czternastaka, i sprawdził, czy luneta dobrze ustawiona na lufie. Z lekkim brzękiem opuścił bezpiecznik.
Byk po chwili postąpił kilka kroków naprzód i pochyliwszy rogaty łeb znieruchomiał.
Mimo, że myśliwych dzieliła od niego odległość co najmniej dwustu metrów, słyszeli wyraźnie chrapanie jelenia i zgrzyt racic bijących w piargowy grunt.
Powoli poczęła unosić się lufa karabina. Brzeziński oczy-