Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zrozumiał bowiem, że widzi przed sobą nie tylko doskonałego żołnierza, ale i uświadomionego obywatela Państwa Polskiego. Zamierzał właśnie o coś jeszcze zapytać swego strzelca, gdy do gajówki weszli Świrczyk i Gabara. Na widok oficera zerwali czapki z głowy i stanęli w progu.
— To moi ludzie, panie majorze — objaśnił Rzęckiego Jerzy i spytał: — Z czym przychodzicie?
— My, panie, postawili schrony i czekali długo na Bajbałę, ale Hryć nie wrócił... — pochylając kudłatą głowę ku Brzezińskiemu powiedział kłusownik.
— Nie wiecie, czy Bajbała postawił szałas na Hnilczowej Kiczerce? — zaniepokoił się nagle Jerzy.
— Ja skoczył na Kiczerkę — odpowiedział Świrczyk. — Szałas stoi, ale Hrycia ani słychu, ani dychu... Nie wiadomo, gdzie się zapodział Hryć...
— Przyjdzie, nie igła przecież, to i nie zgubi się — burknął dla uspokojenia majora Brzeziński. — Może tropi jeleni rudel?
Świrczyk nic na to nie odpowiedział, Gabara zaś uśmiechnął się chytrze.
— Co tam takiego? — spostrzegł to od razu strzelec. — Gadaj, chłopie, bo przed panem majorem nie może być żadnych tajemnic.
Gabara zasłonił usta czarną dłonią i chichotał złośliwie:
— Taki to własnych wszy nie wytropi! Ot, taki „zajdej“![1]
— Co myślisz, Iwanie, o tym, że Bajbała nie powrócił z Kiczerki? — spytał strzelec surowy wzrok wbijając w kłusownika.
Gabara wzruszył kościstymi ramionami i pokręcił kudłatym łbem.
— Ja wiem? — bąknął. — Gdyby mnie o to zapytał posterunkowy, powiedziałbym: „szukajcie Hrycia w Skalnicy“... Tak mi się widzi, że teraz to wszystkie płaje i płaiczki do Skalnicy biegną...
— Słyszy pan major, co on mówi? — zwrócił się Jerzy do majora Rzęckiego. — Tak też panu majorowi meldowałem...

— Hm... hm... — zamruczał major i dorzucił: — Ależ ktoś tu nawarzył piwa! Nie wiem tylko, kto je pić będzie. Byle nie wy, Brzeziński...

  1. Zajdej — pogardliwa huculska nazwa dla przybysza.