Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czenia Jerzy nie zrozumiał. Grunt jednak był w tym, że major zdawał się być zadowolony.
Brzeziński skinął na Dawidczuka i szepnął do niego:
— Herbata... Otworzyć małą blaszankę z szynką. Nakrajać słoniny wędzonej z papryką. Migiem, na jednej nodze!...
W pół godziny potem major Rzęcki wypoczywał w czysto wymiecionej gajówce. Patrząc na siedzącego przed nim strzelca pił herbatę i ze smakiem zajadał kawał razowca ze słoniną. Nie przeszkadzało mu to słuchać meldunku o przygodzie z Marinoczką Hłyszczanką i tchórzliwym rywalem, Wasylem Szaburakiem.
— Ja, panie majorze, tego płazem mu nie puszczę i kiedy po łowach, pan major, udzieli mi urlopu na dwa tygodnie, ja temu Szaburakowi wyłoję skórę naszą pieścią strzelecką! — aż zaperzył się Brzeziński.
Major kryjąc usta za kubkiem z herbatą uśmiechał się nieznacznie, a, gdy Jerzy skończył, powiedział nie patrząc na niego:
— No, no, tylko tym pięściom cugli zbytnio nie popuśćcie... chyba tylko dla pouczenia, że żołnierskiej skóry nie wolno dziurawić...
— Rozkaz, panie majorze, pouczę! — odparł Jerzy.
— Meldujcie raz jeszcze o tym, co się tu stało w puszczy — bardzo to mnie niepokoi — mruknął major podnosząc oczy na strzelca.
Wysłuchawszy go uważnie major zamyślił się.
— Ta-ak! — przeciągnął wreszcie. — To, widzę, jest sprawa poważna, być może, nawet bardzo poważna... Istotnie — trzeba dopomóc do jej wyświetlenia, ale że też diabli nadali, że to podczas łowów właśnie!
— Ciekawe! — ciągnął dalej major. — Tajemnica gór! Gdybyśmy byli z wami literatami, to byśmy dopiero napisali romans pod tym tytułem — „Tajemnica gór“, albo jeszcze lepiej — „Morderstwo w uroczysku Kluczyk“!
— Tak jest, panie majorze! — ożywił się nagle Jerzy. — Widzi mi się, czuję to, że w tej sprawie maczają palce wrogowie Rzeczypospolitej i tedy każdy obywatel jest obowiązany...
— Prawda! Macie słuszność, Brzeziński! — przerwał mu major, a na twarzy jego odmalowało się wzruszenie.