Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ VII.
ZUCHWAŁA PRZYGODA.

Tak! Ucieszyłby się pan Jerzy Berezowski, gdyby się dowiedział o zwycięstwie swego wojska pod Kołomyją, lecz wonczas, kiedy to z Nadwornej ku górom podążał, nic o tym jeszcze nie słyszał.
Jechał nie bardzo się śpiesząc, by kulawego srokacza nie zagnać na śmierć.
Z Nadwornej małym płajem dotarł do Pasiecznej, spotykając w drodze ciągnących pod Mołotków gazdów, kermanyczów, pastuchów i drwali, poruszonych ze swych legowisk przez panów Sitarskich z Bitkowa.
Potem to już wielkim płajem, mając po lewej ręce spowitą chmurami Sywulę, zbliżał się do doliny Łomnicy, od czasu do czasu wyjmując z zanadrza chałata tatarskiego jakiś papier i przeczytując go po kilka razy, ni to kanonów katechizmu ucząc się na pamięć.
Do Osmołody sunął od północy, gdyż z wieczora ostrożnie wjechał do wsi Podlute, węsząc na wszystkie strony. Choć wieś została przez Tatarów spalona doszczętnie, ucieszył się jednak pan Jerzy przekonawszy się, że nikt z mieszkańców nie postradał życia, gdyż górale zawczasu, jak ich