Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chotą łanową, trzymały straż od strony kosza ordyńców: chorągiew „krzyżaków“ i pułk kozaków Łąckiego, bo taki rozkaz przysłał na zagrożone skrzydło hetman polny.
Ostrożny i nieufny pan Stanisław Jan Jabłonowski nie na próżno czaty te wyprawił nad Dniestr, w nocy bowiem Tatarzy Gałgi w znacznej sile przekradli się przez rzekę; nie spostrzeżeni przez warty na przedmościu i w szańcach, przez dąbrowę sunęli ku obozowi polskiemu.
Podjazd pana Jerzego wypatrzył jednak ordyńców i doniósł o nich rotmistrzowi, który zawiadomiwszy o tym pułkownika kozackiego czekał na Tatarów, aż wychyną na pole.
Niedługie to było czekanie, gdyż setnie jedna po drugiej wyjeżdżały z dąbrowy, a gdy między nimi a lasem utworzył się już szeroki pas, pan Jerzy odciął im odwrót w tej samej chwili, kiedy pułkownik Zazula poprowadził kozaków do uderzenia.
Rąbano się więc w mroku tak czarnym, że swoich towarzyszy od Tatarów trudno było odróżnić i niejeden tam wierchowiniec czy kozak od polskiej oberwał szabli.
W końcu zepchnięto ordyńców do rzeki, a generał Łącki dla postrachu ze trzy razy z armat palnął, kierując pociski na wysoki brzeg dniestrowy.
Wreszcie dobrze już po północy dookoła obozu zaległa cisza. Chorągwie wystawiwszy czaty powróciły na kwatery — „krzyżacy“ do Żurawna, kozacy do szańców, gdzie owej doby walczyli w pieszym szyku obok łanowych.
Do 14 października trwała pod Żurawnem nieustająca bitwa.