Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stała piechota generała Łąckiego i artyleria, którą dowodził generał Kątski, stary i doświadczony wojownik.
— Allah jest wielki i sprawiedliwy! — mówił Selim Girej do nadwornego muezina. — Jeżeli orda otoczy wojsko króla polskiego, to nie serdar Ibrahim-Szejtan, ale ja wygram tę wojnę!
— Allah jest sędzią! — odpowiedział wymijająco muezin, przebierając palcami ziarnka bursztynowego różańca, poświęconego na grobie Proroka.
Selim Girej kazał ordzie przejść rzeczkę daleko poza Dołhem i całą potęgą uderzyć na czoło i lewe skrzydło wojska polskiego.
Król Jan Sobieski w mig przejrzał plan chana i zrozumiał grożące Polakom niebezpieczeństwo. Natychmiast w różne strony popędzili oficerowie ordynansowi z rozkazami do hetmanów.
Z wielkim impetem zerwał się niebawem ze swego stanowiska pan Zbrożek i wszystkimi chorągwiami natarł na Tatarów, usarią i pancernymi przebijając w mrowiu ordyńców szerokie, krwawe przesieki, przez które pędzili już dragoni i osobno na lewym skrzydle świeżo przybyli wierchowińscy pod rotmistrzem Berezowskim. Szarżę tę wsparł kasztelan kamieniecki, a gdy orda cofać się poczęła, ruszył naprzód cały szyk polski, a z takim rozpędem, że Tatarzy poczęli uchodzić jak kupa suchego listowia, gdy nadleci potężny podmuch wichru.
Korzystając z tego hetman polny koronny Jabłonowski zapędził się aż za przeprawy, podszedł pod Wojniłów, rozproszywszy podciągające tam