Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Serce mu się tłukło w piersi i w jego łomocie rycerz słyszał kojące słowa:
— Odzyskasz Anielkę, odzyskasz!
Począł myśleć o tym, co zaszło, i coraz większa pewność utrwalała się w nim, że ukochanej dziewczynie nie stanie się krzywda w niewoli.
— Bo i jakżeż inaczej? — rozważał. — Skoro Ibrahim Szejtan bije w Pokucie, to znaczy, że chodzi mu o zdobycie tego kraju dla hospodara Duki. Hospodar zaś wołoski, jeżeli chce tu panować z ramienia Turków, to nie będzie przecież dręczył ludzi tutejszych, żeby mu tego potem nie wypominali... Jeńcom i brankom pofolguje, bo nie wie jeszcze, jak ta wojna dla niego samego się skończy. Będzie się bał Duka króla naszego pogniewać...
To rozumowanie przeplatał rotmistrz gorącymi słowami modlitwy, a nadzieja, niby zorza wstająca, rozświetliła jego duszę strapioną.