Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w wilgotnej ziemi. Jeden tyme-mur[1] i trzy „emelte mori“.[2] Wielbłąd przeładowany jest z prawego boku...
Lekarz skinął głową, chociaż z trudem odróżniał ślady i wcale nie widział pomiędzy nimi żadnej różnicy.
Tymczasem lama mówił dalej:
— Ten wielbłąd niesie białą skrzynię i zamkniętą w niej kobietę... Boczy się ciągle i idzie nierówno...
— Sobcow? — szepnął Firlej.
— Tak! — odparł lama. — Widocznie ma on zamiar oddać komuś wkrótce tę skrzynię...
— Skąd wiesz? — spytał z niepokojem lekarz.
— Ten wielbłąd zbije sobie kopyta i daleko nie pójdzie... Zapewne przybędzie ktoś po skrzynię... może nawet dziś ku przełęczy Taklung... — objaśnił Unen i podniósł oczy na Buriata.
Dżambojew — cały we władzy lamy kiwnął głową i odpowiedział natychmiast:
— Bołdon-gun miał pędzić do Singribari i przyprowadzić na Taklung ludzi radży Balory, żeby zabrali dziewczynę...
— A czy chociaż piękna jest ona? — spytał z zaciekawieniem Firlej i z wesołym śmiechem dodał: — Może jest aż tak urodziwa, że na jej widok wielbłądy dęba stają, a jaki się wściekają?
Buriat spojrzał wpierw na Unena a potem patrząc na białego człowieka odpowiedział cmokając grubymi wargami i krzywiąc się przy tym, bo go jeszcze bolała wybita szczęka:
— Jest jak gwiazda Barchat-badi, co świeci nad świętą górą Meru! Jak biały kwiat lotosu, jak...
— Dosyć, dosyć! — zawołał ze śmiechem Firlej — bo lękam się, że pozostawię was samych i pomknę jak szalony na skrzydłach miłości i marzeń słodkich!

Buriat nie zrozumiał poetyckich wyrazów, ale Unen zmrużył oczy i potrząsnął głową:

  1. Ślady wielbłąda.
  2. Konie wierzchowe.