Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uspokoiłeś mnie! — westchnął z ulgą Ghas-Bogra. — Słuchaj tedy, dostojny hutuhto! Jestem bardzo bogaty, bogatszy nawet od Nizama z Allahabadu i maharadży z Barody, więc dam ci tyle złota, ile będzie potrzeba na poszukiwanie pierścienia...
— Czego zażądasz za to, wielki panie? — spytał ostrożny Dżałhandzy, któremu oczy błysnęły radością.
Odpowiedzi nie posłyszał jednak, gdyż do radży podbiegł lama służebny i podał mu pismo, mówiąc uniżonym głosem:
— Przywiózł go goniec z Rungpuru i oczekuje odpowiedzi na „dziedzińcu trzech obo“, miłościwy panie!
Ghas-Bogra rozdarł kopertę, opatrzoną w kilka pieczęci, i rozwinąwszy duży arkusz grubego papieru z herbem, począł czytać.
Po chwili zbladł, przeczytał raz jeszcze i szepnął do hutuhty:
— Małżonka moja donosi w rozpaczy, że córka nasza, słońce naszego życia i gwiazda oczu naszych została porwana! Wiem, że uczynił to Baab-al-Madras, radża Balory! Zemsty!... Zemsty!...
Zapominając już o wszystkim, radża wybiegł prawie z sali narad nie pożegnawszy nawet przeora, który ze zdumieniem patrzał za odchodzącym.
Wreszcie Eher-balan skinął w stronę hutuhty, a gdy ten podszedł do niego, spytał:
— Co się stało, że radża Rungpuru tak pospiesznie opuścił mój pałac?
— Nie wiem, świątobliwy bracie, sądzę, że otrzymane przed chwilą pismo przyniosło mu złą nowinę — odpowiedział nieufny zawsze Mongoł. — Teraz, o najdostojniejszy, nastały takie czasy, że troski i nieszczęścia mnożą się jak chwasty po rumowiskach.
— Oj, prawda to, prawda! — westchnął przeor przypomniawszy sobie kłopoty ostatnich dni — zagadkową śmierć „bandi“ w poczekalni klasztornej, zamordowanie ogrodnika i sługi białego lekarza, oskarżenie, rzucone przez Mongoła Bujukowi, i oczekiwaną odpowiedź ze stolicy Dałaj-Lamy.