Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tych tam środków odkażających, przysłanych ci ze szpitala wojskowego w Patnie!
— Ależ jak najchętniej, najdroższa moja! — ucieszył się doktór. — Dziś jakoś szczególnie czuję potrzebę pozostania z tobą sam na sam. Czekaj na mnie u siebie! Wnet umyję się, przebiorę i każę podać Cadillac’a.
W pół godziny po tej rozmowie przemykali się już ulicami Rungpuru, zatłoczonego zawsze wielbłądami, osłami, bawołami, ciągnącymi ogromne, ciężkie arby, małymi, lekkimi wózkami o płóciennych tentach, zaprzężonymi w powolne, płowe zebu, tłumem wieśniaków, przybywających z okolicznych osiedli, rzemieślników, drobnych przekupniów, żebraków, zaklinaczów wężów, sztukmistrzów, wróżbów, szarlatanów udających jogów, mnichów buddyjskich i brahmańskich, muezzinów z meczetów muzułmańskich, tancerek w rzucających się w oczy strojach, poganiaczów słoni, tragarzy, marynarzy, flisaków z Gangesu i Brahmaputry, połączonych ze sobą kanałem, który przepływał przez miasto.
Każdy z mieszkańców znał tu niebieski Cadillac księżniczki Atri, sprzedany jej przed pół rokiem przez wygadanego Hilla, który popiwszy dobrego wina z piwnic w Radż-Szupurze i ubiwszy interes dla siebie i czerwonobrodego Parsa Allaedina Husseina, z wielkim żalem odjechał przed trzema dniami do Singribari na „zimowe leże“.
Zresztą jeszcze bardziej znali oni „Knoxa“ cieszącego się w stolicy takim samym szacunkiem, jak opasłe i bezczelne „święte“ krowy hinduskie.
Opowieść o odnalezieniu przez pieska porwanej i uwięzionej córki radży spoza murów siedziby władcy przedostała się na ulicę, na place miejskie, na rynek i do każdego najnędzniejszego nawet domku przedmieścia, więc o ostrowłosym foxterierze opowiadano sobie niebywałe rzeczy, tworząc żywą legendę, a nawet układając o nim pieśni.
Zresztą „Knox“ lubił popularność i reklamę, więc jadąc obok szofera wytykał co chwila z okna samochodu na pół biały, na pół czarny łebek i darł się wniebogłosy, ujadając przeraźliwie, jak gdyby sam siebie wychwalając: