Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakieś miejsce koło słupa pacieżowego i zrobił głęboki masaż.
— Twoje szczęście, że jesteś nieprzytomny, gdyż inaczej wyłbyś z bólu, jak foka! — uspokajał swego nieruchomego pacjenta młody lekarz. — Ale teraz — trudno, chłopie, trzymaj się mocno! R-r-raz!
To powiedziawszy nacisnął znany mu splot nerwów.
Radża drgnął, wydał żałosny jęk i podniósł powieki.
— Gdzie jestem? — spytał drżącymi wargami.
— W piekle u Belzebuba, bo taki byłby najwłaściwszy twój adres, brodaczu! — pomyślał po polsku Firlej, lecz po angielsku odpowiedział inaczej. — Jesteś w ręku tego, którego tak uprzejmie chciałeś poczęstować kulą karabinową. Odwdzięczę ci się tym, że będę ciebie starannie leczył, gdyż tygrys zaczął już połykać cię, panie radżo, ale jakoś mu nie zasmakowało, więc wyplunął ciebie i niechcący poharatał ci kości i wogóle całe ramię. Musisz teraz być posłuszny i potulny jak jagnię, bo inaczej poddani twoi złożą cię w sarkofagu i będą oszukiwać samych siebie i wszystkich twierdząc, żeś był dobry, cnotliwy, mądry, że nie znałeś zawiści i nie nastawałeś na życie bliźnich.
Radża milczał ze strachem patrząc na Firleja, aż wreszcie spytał:
— To ty, sahibie, jesteś tym lekarzem, za którego ma wyjść... Atri-Maja?...
— Pewno, że ja, bo pocóż inaczej radża strzelałby do mnie i przystawiał do mnie tego tchórza Czandrę?! — zaśmiał się doktór.
Rozmowa się urwała.
Firlej posłał kornaka po naganiaczy, żeby pomogli mu wynieść ostrożnie rannego z kotliny i umieścić w palankinie.
— No — westchnął z ulgą doktór pozostawszy sam na sam z radżą — w gruncie rzeczy jestem wdzięczny memu niedoszłemu mordercy za to, że dziś jeszcze zobaczę się z moją małą, cudną Atri!
Miał błyski w oczach i radosny uśmiech na twarzy.