Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z ciekawością przyglądał się zbliżającemu się młodzieńcowi i z zadowoleniem wydymał grube wargi, przyciskając do boku ramię córki.
— Może posłać paru gwardzistów, by wprowadzili na schody schorzałego podagryka? — Atri znowu zaczepiła Firleja i głośno się roześmiała.
Doktór spojrzał na nią i na radżę.
Tyle ciepła wyczuł w ich spojrzeniach, że poweselał nagle i zapomniał o wszystkich swoich troskach i wahaniach.
Jednym susem okazał się przy drzwiach holu, a za chwilę wbiegał już na werandę opędzając się „Knoxowi“, który usiłował liznąć go w twarz.
— Ojcze! — posłyszał głos Atri. — Oto jest właśnie ten doktór medycyny Adolf Firlej, o którym opowiadałam ci wszystko w swoim i jego imieniu, chociaż on woli raczej milczej i truć się...
Radża Ghas-Bogra szedł już do niego z rozwartymi ramionami.
Objąwszy go i przycisnąwszy do piersi powiedział:
— Słowa wdzięczności, choćby najpiękniejsze są tylko słowami. Oznajmiam ci, młody przyjacielu, że kocham już ciebie jak syna!
— Wasza Dostojność, nie zasłużyłem na tak wielką łaskę... — zaczął doktór, lecz przerwała mu natychmiast Atri nadąsanym głosikiem:
— O, widzisz, papo, już zaczyna! Taki to nieznośny, uparty chłopak z tego uczonego pana doktora!
Firlej udał zasmuconego i mruknął:
— Stanowczo drażnię panią! Miss Atri-Maja jest wciąż ze mnie niezadowolona...
— Właśnie! Właśnie! Mówiła mi coś o tym i skarżyła się na pana — zaśmiał się radża.
— Usiądę dziś jak najdalej od pani — wygrażał się Firlej. — Przede wszystkim dlatego, że brzydko wyglądałbym w moich łachmanach obok tak wytwornej toalety. Poza tym ciągle pani strofowałaby mnie a sama nic by nie jadła i mnie by zagłodziła!