Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Firlej miał wrażenie, że ulica mimo późnej godziny była jeszcze bardziej zatłoczona.
Wszystkie sklepy i stragany handlowały pełną parą.
Z jadłodajni i zajazdów dobiegały odgłosy muzyki, śpiewu, tupot nóg tańczących ludzi, krzyki i oklaski.
W rogu ulicy, na zbudowanej na prędce estradzie występowały tancerki z Ava, starożytnej stolicy niegdyś niezależnej Birmanii. Orkiestra, złożona z bębnów, fletu, trzech-strunnych skrzypiec i cymbałów, grała jakąś powolną, zawodzącą melodię.
Na zbiegu trzech ulic tworzących mały placyk popisywali się zwinni i hałaśliwi akrobaci kaszmirscy.
Kroczyły słonie, prowadzone na pastwisko; jechały do karawan-serajów — domów zajezdnych wyładowane „ekki“ i wozy czterokołowe; przewinął się trąbiąc wrzaskliwie mały roztrzęsiony „fordzik“! spoza płotów ujadały psy, zaniepokojone panującym wszędzie zgiełkiem i głosami obcych ludzi.
Koło prawie czarnej, z ciemnych bloków gnejsowych zbudowanej świątynki brahmańskiej stojąc nieruchomo modliły się jakieś białe postacie. Do nich wychodził od czasu do czasu kapłan, dzwonił w mały gong i zbierał datki i ofiary: pieniądze, owoce i kwiaty.
Z minareciku strzelającego nad zbiorowiskiem domów muzułmańskich muezzin wykrzykiwał wibrującym tenorem wszystkie dziewięćdziesiąt dziewięć imion Allaha.
Firlej przeszedł główną ulicą od północnej do południowej bramy. Uczynił to z ciekawości, chcąc zobaczyć nocne życie tego ważnego granicznego punktu handlowego, po części też przez ostrożność, przypuszczał bowiem, że jest śledzony przez kogoś z ludzi Sobcowa. Szedł więc z miną zwykłego turysty zwiedzającego nowe, nieznane mu miasto, zatrzymywał się przed sklepami, stał przed otwartymi teatrzykami i sunął dalej krokiem gapiącego się człowieka.
Gdy jednak od bramy południowej odbywał powrotną drogę, przyglądał się już nie ludziom i scenom, lecz domom stojącym po lewej stronie ulicy.