Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ścieżka zbiegała niemal prostopadle stromym spychem. Przyzwyczajone do górskich przemarszów konie przysiadały na zadach i spełzały na nich ostrożnie. Miejscami trzeba było przecinać stare lawiny. Warstwy piasku obsuwały się powoli pod kopytami koni, które w największym przerażeniu chrapały, stawały dęba lub robiły ogromne susy, usiłując wydostać się na twardy grunt.
Skalne osypiska i zwały piargów przegradzały jeźdźcom drogę. Musieli objeżdżać je dokoła, przedzierać się przez coraz gęstsze haszcze i coraz bujniejszą trawę.
Jechali tak aż do południa, nie tracąc z oczu świeżych śladów czterech koni.
Gdy słońce stanęło w zenicie, Unen zatrzymał towarzyszy i począł się modlić. Obok niego klęczał Dżałhandzy i szeptał coś grubymi wargami, przebierając ziarnka różańca.
Firlej zdjął kapelusz i patrząc w ciemnolazurowe niebo, przetkane złotymi nićmi promieni słonecznych, przeżegnał się pobożnie i jął odmawiać „Modlitwę Pańską“, „Pod Twoją obronę“ i „Wieczne odpocznienie“ za dusze zmarłych rodziców, którzy tyle wysiłku i ofiar złożyli, by dać możność synowi otrzymać wykształcenie.
Firlej przypomniał sobie dom ojcowski w Chicago, gdy uczył się jeszcze w kolegium miejskim. Ojciec pracował wtedy jako ślusarz w fabryce konserw mięsnych starego Armoura, matka zaś prowadziła całe gospodarstwo w domu.
Nigdy nie skarżyli się na zmęczenie i ciężką pracę, ale mały Ada czuł wszystko i ażeby wysiłek ich nie stał się próżny, uczył się tak pilnie, że prześcignął najlepszych uczniów — Amerykanów i jako primus skończył kolegium.
— E-ech! Zmarło się wam za wcześnie — westchnął Firlej myśląc o rodzicach. — Nie mogłem jeszcze całkowicie odwdzięczyć się wam za wszystko, coście dla mnie uczynili! Ledwie — ledwie — zaczynałem dopiero się dorabiać... Jeżeli Bóg pozwala duszom zmarłych widzieć ziemię, dziwicie się zapewne, że tłukę się po tych zakazanych górach i ścigam jakichś drabów... Wieczne odpocznienie racz dać