Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szosa wspina się krętemi wirażami coraz wyżej. Zdążają tu wszystkie drogi, przecinające równinę, aż wlewają się jak potoki, do głównego koryta. Pozostaje ono jedynem, którem płyną strumyki ludzkie przez góry i docierają do serca Atlasu, i dalej do Tarudantu, Tikirtu i Sudanu.
Na szczycie pierwszego rzędu gór spotykamy kilka wiosek, przylepionych do stoków wąwozu, na dnie którego biegnie płytka, lecz wartka rzeczka górska. Musiałaby niezawodnie wpaść, gdzieś do rzeki Tensift, przepływającej około Marrakeszu, lecz na równinie coraz bardziej traci wodę, zanika zupełnie, pod ziemią trafia w łożyska kanałów i dobiega niemi do miasta. Po okresach ulew, w czasie gdy topnieją śniegi i lodowce w górach, ta rzeka przebiega pustynię, niosąc żółtą ziemię i wlokąc ze sobą kamienie. Ślady biegu tej rzeczki górskiej są wyciśnięte na ziemi w postaci wyschniętego uedu-łożyska, pełnego okrągłych, gładko obtoczonych kamieni.
Cała miejscowość, gdzie wioski skupiły się przy wąwozie, nazywa się Tanaut. Szaro-żółte domki z tarasami na dachach i otwartemi galerjami, czepiają się skał i wiszą nad stromem urwiskiem, podobne do gniazd jaskółczych. Wąskie, malutkie okienka, niskie, wryte w ziemię drzwi, brudne podwórka, meczet z cieniutkim minarecikiem, wałęsające się uliczkami bydło, kupy dzieciaków, kury, wszystko to stanowiło taki znajomy, tyle razy widziany obraz w dowolnem miejscu na Kaukazie. Te same skupione, drobne domki-sakle, wąskie, wspinające się do góry uliczki, brudy, tłumy leniwych tubylców, widziałem tam nieraz.
Przy drodze, pomiędzy skałami ukrył się mały domek francuskiego „cantonier“. Gospodarz pracuje gdzieś daleko przy naprawie drogi, lub mostu, a żona, skrzętna gospodyni, założyła mały ogród warzywny, drobny sad owocowy i restaurację, którą obwieszcza szyld, napisany białą farbą wprost na skale. Smaczną kuchnię, wspaniałe jarzyny, dobre wino, można znaleźć