Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

darz pozostawał na uboczu, śledził za wszystkiem i oczami, lub skinieniem ręki dowodził całym oddziałem usługujących niewolnic. Nie mówił po francusku, a więc porozumiewał się z nami zapomocą p. Delarue, oraz jeszcze kilku Francuzów, mówiących po arabsku.
Uczta była świetna! Stanowczo twierdzę, że kuchnia maurytańska odznacza się wielkiem wyrafinowaniem i dobrym smakiem.
Podawano nam gołębie, pływające w oliwie, zaprawionej kukurydzą i różnemi jarzynami; baraninę duszoną ze strączkami fasoli i oliwkami; baraninę pieczoną ze słodkiem puré z tykwy; kurczęta smażone, nieodstępny kus-kus z baraniną; zielony pieprz turecki z kwaskawym sosem i migdałami, a na deser — ziarnka granatów.
Wody nie piliśmy, ale przezorny p. Delarue przywiózł z sobą wspaniałe wino czerwone — Kebir Royal, którem raczyliśmy się przy tej sutej uczcie, nie zrażając się bynajmniej pobłażliwemi i nieco pogardliwemi uśmiechami gospodarza i jego kuzynów, biorących udział w obiedzie.
Gdy niewolnice sprzątnęły wszystko ze stołów i znowu przyniosły nam przyrządy do mycia, rozpoczęła się etykietalna herbata z miętą, którą przyrządzał starszy syn gospodarza, chudy, blady, rozmarzony młodzieniec, bardzo skromny i układny.
Pan Delarue objaśnił nam, że młodzieniec bardzo martwi rodziców, gdyż nie chce wstąpić w związek małżeński i nie czuje żadnego pociągu do najpiękniejszych nawet kobiet.
— Wyszukałem mu przed miesiącem i nabyłem dla niego niewolnicę cudnej urody, — opowiadał nam gospodarz. — Nie chciałem wierzyć, że takie „hurysy“ dotykają swemi stopami naszej ziemi! Znalazł ją w swej komnacie, gdy przyszedł na spoczynek...
— No, i cóż? — zapytał p. Delarue, spoglądając na Araba rozśmianemi oczyma.