Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyjęła prochy wielkich Emirów Saadien, a śród nich Ahmeda Wspaniałego, Ahmeda Złotego — zdobywcy Tombuktu, Sudanu i Senegalu! Przekleństwo ciążyło na tym szlachetnym rodzie... Mało z nich umarło śmiercią naturalną. W krwi i zdradzie kroczyli po tej ziemi, a czyhały na nich klęski i zbrodnie... Przekleństwo, rzucone przez nieznaną „kahina“ na dalekiego przodka Saadien, umarło razem z nimi... Gdy padła władza tej dynastji, a Mahreb opanowali Alauici, miejsce to zostało zamurowane i nikt tu już nigdy nie zakłócał spokoju zmarłych władców... Nikt... gdyż nowi królowie obawiali się przekleństwa, lub zamierzali zabić nawet pamięć o Saadien, żyjących we wdzięcznych wspomnieniach ludzi z Atlasu...
— Jednak — zauważyłem — widzę tu zielone emaljowane dachy ze śladami świeżych robót?
— Tak, to Francuzi ostatniemi czasy zajęli się podtrzymaniem tych upadających budynków! — odparł mój towarzysz. — Ale sułtanowie, panujący w Fezie, nie chcieli ukazać światu mauzoleum swoich poprzedników! Nie udał się im ten zamiar! Śród szczepu górali Draa pozostały jeszcze rody, pochodzące od najstarszych Berberów — Masmuda; oni wiedzieli, że mauzoleum istnieje od trzech prawie stuleci. Przekopali więc od podziemnego kanału odnogę, prowadząc ją pod fundamenta tych gmachów, i przed świętem Bejramu najbardziej poważani marabut’y odwiedzali grobowce dawnych władców, niszcząc potrochu późniejsze pomniki pierwszych Alauitów... Na Atlasie, w Gundafa, istnieją jeszcze rodziny, spokrewnione z szeryfami dynastji Saadien, a młodzieńcy z tych rodzin przekradali się do grobowców przodków i pokrzepiali tu swego ducha... Wejdźmy!
Ogarnęły nas mrok, cisza niczem niezamącona, dziwna gra słonecznych promieni, wślizgujących się gdzieś od góry, krzyżujących się i drgających pod pułapem z rzeźbionego cedru, przechowującego jeszcze żywe barwy farb i ściemniałe złocenie.