Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ I.
NA ŁOSIŃCU.

W roku Pańskim 1409-ym niezwykle surowa wypadła w Beskidzie zima.
Takiej nie pamiętali najstarsi nawet ludzie po osadach, co to tu i ówdzie wdarły się już do puszczy pomiędzy źródliskami Sanu, Stryja i Dniestru.
Wcześnie, bo już w październiku, stuknęły mrozy i wypadł śnieg głęboki, który białą pokrywą otulił szczyty Szymonki, Tarnicy, Pikuja, Halicza, Petrykowa, Dołhej, Paraszki Synowódzkiej i Zełeminu, ozdobił puszystymi czapami szerokie łapy świerków i jodeł a pod lodową skorupą ukrył bieg rzek i potoków. Mróz tężał z dnia na dzień i już pierwszego listopada niedźwiedzie pokładły się po barłogach, wilki poczęły gromadzić się w zgraje — nieomylny znak długiej i ostrej zimy, jelenie zaś, łosie, tury i żubry zbiegły z wysokich połonin do zacisznych, przed mroźnymi wichrami zasłoniętych ostępów puszczańskich.
Na polanach, od niepamiętnych, ponoć Bolesławowych czasów nazywanych Łosińcem i Ilnikiem i na innej jeszcze — rozwidlonej, niby oścień o pogiętych zębach, ciągnącej się wzdłuż Stryja, nad małą rzeczułką Jabłon-