Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas i po bitwie powiązali, bo kupa ich nawaliła wielka a my samoczwart ino... to i nie zdzierżyli!
— Polacy?... Polskie chłopaki?... rozległy się pytania i zdumione okrzyki. — Poczekajcie! Skoczę duchem do rycerzy i popytam, co robić będziem z nimi...
Po chwili powrócili i poczęli ciąć rzemienie, przytroczone do siodeł.
To widząc Madziarzy zamierzali przeszkodzić temu i nie oddać jeńców.
Powstało szamotanie się i lekka zawierucha. Rozległy się wyzwiska, łomot pięści i sapanie walczących, ale w tej samej chwili w progu szopy stanął jakiś wyniosły pan w aksamitnej szubie i krzyknął coś po węgiersku.
Hajducy odeszli, Polacy zaś szybko oswobodzili chłopaków i, ująwszy ich pod pachy, prowadzili do wnętrza szopy, gdyż nikt z jeńców o własnych siłach kroku nie mógł postąpić.
W czepku widać urodzili się zuchowate „orły beskidskie“, bo onego dnia, gdy dostali się do niewoli węgierskiej, w schronisku pod przełęczą Użocką, stanął poczet dwóch możnych panów polskich.
Jeden z nich był to Zawisza herbu Sulima, znamienity rycerz, na turniejach[1] w Budzie i Windabonie zwyciężający najgłośniejszych w Europie zapaśników.
Drugi — to towarzysz jego i brat, Jan o przezwisku węgierskim — Farurej, długi jak włócznia, a choć nie taki, jak Sulimczyk barczysty, krzepki jednak nad podziw i mistrz na miecze dwuręczne.

Dworzanin królewski, Geza Humby, odprowadzał ich właśnie z pocztem zbrojnym do przełęczy, którą przekroczywszy obaj rycerze z pachołkami mieli już polską jechać ziemią.

  1. Rycerskie zapasy na ostrą broń.