Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmierzch cywilizacji... — wtrąciła Elza.
— Gdyby tylko zmierzch — to byłoby, może, najszczęśliwsze wyjście z okropnego obłędu, który miota ludzkością! — odparł Pitt. — Lecz byłoby to dobre tylko do czasu, do chwili, aż ludzkość nie rozpętałaby w sobie zwierzęcych, drapieżnych instynktów! Nikt nie dąży do zmian, wszyscy chcą grać na tej samej scenie, zastąpiwszy dotychczasowych aktorów przez innych, nieskończenie mniej zdolnych, lecz również oszalałych!
— Myślałam o tem często i dlatego zagłębiłam się w historji starożytnej — rzekła Elza. — Zwątpił pan w urzeczywistnienie swego projektu?
— O, nie! Pamiętam przecież, że za mną poszli tacy niepodatni i niepodobni do siebie ludzie, jak pani, jak Olaf Nilsen! — zawołał Pitt Hardful.
— Tak, Olaf poszedł za panem!... — westchnęła. — Co do mnie, to o tem nawet nie warto wspominać! Zdawało mi się, że poszłam drogą, wskazaną mi przez pana, kapitanie, lecz było to bezwiedne, bierne, bezmyślne kroczenie za tym, który postanowił prowadzić... Dopiero teraz sama sobie przebijam ścieżkę, prowadzącą na szlak, wskazany przez pana, staram się zapomnieć o prostej, bezwolnej rybaczce, wierzącej w świetlane zjawy, spływające promiennemi smugami zórz polarnych, o kobiecie, odsłaniającej bez potrzeby wnętrze swej duszy!
Zaśmiała się z goryczą i dodała:
— Mała korzyść z takiej apostołki, drogi kapitanie! Chrystus też miał za uczniów prostaków, ciemnych rybaków z Tyberjadzkiego morza, lecz wstąpił w nich Duch Boży i stali się oni skałą, grzmotem i błyskawicą! Ja... to zupełnie coś innego... Niech pan przypomni sobie, że wśród Apostołów Pańskich był jeszcze Judasz