Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z małej ubogiej mieściny Kariot, gdzie życie było nędzniejsze i cięższe, niż nad brzegami Galilejskiego jeziora. Tam gnieździła się już zawiść i nienawiść, tam dochodziły groźne, mściwe słowa innego proroka, Jana Chrzciciela... I oto Judasz zdradził Syna Bożego...
— Pani zdradzić nie mogła! — potrząsając głową, wybuchnął Pitt. — Pani i zdrada?! Nie, nie! Znałem dobrze Elzę Tornwalsen z Oestwaage, a dusza jej nie umarła we wspaniałej fru Tornwalsen! Nie dała się pani unieść błyskotliwością życia, marnowaniem czasu bez treści, nie stała się pani kobietą, szafującą swemi uczuciami i... ciałem... samicą ludzką...
Elza podniosła głowę i zatopiła w surowych oczach Pitta roziskrzone źrenice.
— Kapitanie! — rzekła cicho. — Pan się myli poniekąd... Ja bardzo lubię komfort, dobrze dobrane stroje, automobil, podróże, sport...
— Nie stała się jednak pani taką, jak setki bogatych, pięknych, niezależnych i nie potrzebujących przed nikim się tłumaczyć wdów? O, widziałem tyle tych wilczyc i żmij w jednej osobie!...
Elza milczała, nie spuszczając wzroku ze wzburzonej twarzy kapitana i z jego oczu, pytających z jakąś trwogą.
Wzruszyła ramionami i odparła:
— Nie stałam się... istotnie. Nie widzę w tem zasługi, kapitanie. Jest to raczej właściwość mojej natury... Miałam nieraz sposobność dać ujście namiętnościom, lecz żądze nie dręczyły mnie zbytnio... Może mam zimną krew północną, może należę do tych istot, których żądze są wynikiem budzącego się uczucia raz w życiu i na całe życie? Podobno takie nienormalne typy istnieją? A właśnie tego uczucia w sobie nie odnalazłam dla ni-