Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ni! — niby zaprzeczając, mówił dalej kapitan. — Tego ukryć ani zamaskować nie można! Na świecie niema nic bardziej samoistnego i niezmiennego w formie, jak cechy pochodzenia, rasy, wychowania. To też myślę, że taka dostojna dama musi mieć istotnie nie mało niespodzianek, gdy jej pupilka wysławia się tak energicznie i dosadnie, jak to ja sam uczyniłem przed chwilą, za co jeszcze raz usilnie przepraszam szanowną panią, lady Steward-Foldew!
— Istotnie! — kiwnęła głową dama. — Istotnie, byłoby to prawie nie do zniesienia, gdyby nie anielski pozatem charakter Elzy! Pan nie uwierzy, ale muszę się przyznać...
Pitt Hardful dobre pół godziny jeszcze słuchał zachwytów sędziwej Angielki nad zaletami Elzy Tornwalsen i długo nie mógł wtrącić ani słowa.
Wreszcie, skorzystawszy z tego, że dama zaczęła zapalać papierosa, Pitt spytał:
— Prawdopodobnie mąż pani Tornwalsen jest z zawodu marynarzem, więc to od niego nauczyła się pupilka pani tych mocnych, jak „gin“, słów? Angielscy żeglarze mają doskonały „słownik morski“! Damm! Wiem coś o tem!
— Pan się myli, drogi panie... panie... — zaczęła lady Steward-Foldew, bystro patrząc na nowego znajomego.
Pitt Hardful podniósł się i rzekł:
— Pani pozwoli, że się przedstawię? Nazywam się Harry Roy-Duvergne, a jestem kapitanem okrętu, własnego, niedużego cargo!
Dama skinęła głową nader łaskawie i zakończyła
— Pan się myli, drogi panie Roy-Duvergne! Mrs.