Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go... Muszę sobie porządnie nałamać głowę nad tem, co mam dalej robić.
Miguel bez słowa wyślizgnął się z pokoju.
Kapitan usiadł na kanapie i, zamiast pogrążyć się w myślach i rozważaniach, zaczął cicho pogwizdywać, coraz bardziej oddalając się od rzeczywistości. Zniknęły, roztopiły się w falach nieskończoności ściany domu, zanurzyło się w jakiejś cichej, nieruchomej otchłani życie całe ze wszystkiem, co je stanowiło i zamykało w stałych, twardych ramach, a więc przepadło bez śladu więzienie, włóczęga, czarny kadłub otulonego dymem „Witezia“, ohydne artykuły „Prawdy z lewego brzegu“, wystraszone oblicza pociągniętych do sądu pismaków, czarny welon „ciotki Izy“... Jeszcze chwila i łagodny bezwład duszy i ciała ogarnąłby go niezawodnie, nadpłynęłoby uczucie cichej, kojącej szczęśliwości...
Jeszcze jakieś odłamki, okruszyny, szczątki wrażeń i przeżyć krążyły przed oczami Pitta Hardfula, jeszcze jakieś szmery, przygłuszone, zamierające echa głosów tłukły się w świadomości, gdy z tych resztek wrażeń leniwie formować się zaczęły słowa i układać, w posępną pieśń, a pierwsze jej wyrazy wnet obudziły wspomnienia.
Walą w czarne, zżarte przez morze spychy — fale nigdy niesyte, ciskają się z sykiem pustynne chochoły pienne... Wyspa Lango... uśpiony, zaczajony Hadsefiord, gdzie na dnie leżą wśród raf skamieniałe korabie wikingów, gdzie rdzewieją ich ciężkie miecze, tarcze posiekane stokrotnie i zbroice walecznych najeźdźców, którzy stali się nasieniem człowieczem, zarodki honoru, żądzy i dumy rozrzucającem hojnie po ziemi całej — hen — od ujścia Senegalu aż po pustynne łachy okry-