Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawowita spadkobierczyni. Ta ziemia, cały obszar „Złotej Studni“ na mocy umowy z właścicielami tej ziemi, należy do nas — do mnie i do „Białego Kapitana“. Niema tu nikogo, ktoby nie rozumiał, że moglibyśmy zużytkować skarby Tajmyru dla siebie wyłącznie. My ją oddaliśmy kolonji, nie powodowani uczuciem dobroczynnem, lecz kierowani ideją przekształcenia społecznego, aby na świeżych, zdrowych fundamentach wznieść potężny gmach nowego życia! Nie myślcie, że widzicie przed sobą łatwo zapalających się marzycieli, łzawych idealistów, cukrowo-słodkich filantropów! Byłoby to wielką pomyłką, która doprowadziłaby nas wszystkich do niebezpiecznych wstrząsów! Musicie pamiętać słowa „Białego Kapitana“, że my potrafimy bronić do ostatniej kropli krwi „krainy wielkiej odmiany“!
— Niech żyje Elza Tornwalsen! — rozległy się okrzyki w bliżej stojących szeregach:
— Niech żyje! — powtórzyły ten okrzyk dalsze, a za niemi echo stugłose, ochocze.
„Elza Tornwalsen“ — słowa te rozbrzmiewały wszędzie, a Pittowi wydało się, że niebo, ziemia, skały i rzeka rozśpiewały się tem jednem słowem, które rwało się teraz z serca jego, gdzie leżało one skute siłą woli i gwałtem nad uczuciem prawdziwem, choć lęku pełnem i tajemnicy milczenia bolesnego.
Elza tymczasem starała się uciszyć tłum. Wkrótce zakończyła swoją mowę głosem pewnym i twardym:
— Wielką jest wina tych, którzy pierwszego już dnia planowali zamach! Nie możemy do nich mieć zaufania aż dopóki życiem swojem nie dowiodą, że żałują swego czynu i że inną odtąd postanowili kroczyć drogą! Myślę, że czyn ich niecny spowodowany został tem, że