Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

hotelowy, najczęściej bez żalu nawet. Nic dziwnego, jest to, widocznie, nader skomplikowana natura, a niewyraźna żądza jakiegoś nowego, promiennego życia, nie była niczem innem, jak tylko pragnieniem dobrobytu, spokoju i barwności istnienia. Nie widział w tem nic nadzwyczajnego. Każda niemal wieśniaczka, robotnica fabryczna, uboga mieszczka marzy o tem samem. Jednak stara lady z naciskiem zaznaczyła, że to wszystko wymagało od jej wychowanicy wielkiego wysiłku, a już ta okoliczność w oczach jego uszlachetniała dążenia Elzy do innego życia. Spostrzegł wkrótce, że stara się obniżyć, a nawet ośmieszyć Elzę przed sobą samym. Dlaczego tak czynił? Przyzwyczajony do ścisłego i śmiałego rozumowania musiał się nawet przyznać, że czyni to celowo. Przecież posłyszał z ust Elzy kilka zdań, dowodzących, że pamięta o wszystkim, że jest rozumną i myślącą istotą, że nie lubuje się w beztroskiem i pozbawionem treści spędzaniu czasu, że oddaje się nauce, a o niektórych wypadkach z dawnego życia wspomina z nieukrywanem wzruszeniem. Dlaczegoż czuje on żal i jakby obrazę na myśl o Elzie? Poprostu został zawiedziony w nadziei... Był niemal przekonany, że Elza na wstępie napomknie mu o swojej miłości, powtórzy, że czekała na niego wiernie i niecierpliwie, a tymczasem... ani razu nic o tem nie wspomniała, natomiast kilkakrotnie zaznaczyła, że od czasu rozstania wszystko się zmieniło. Na Boga, przekonał się o tem sam, bo przecież nie była z nim ani o krztę serdeczniejszą, niż z lordem Warwickiem, lub tymi panami, którzy kręcą się koło niej, jak ćmy dokoła lampy elektrycznej?! Jeżeli Elza opuściła dawne życie, jak pokój hotelowy, to pozostawiła w nim razem z meblami, marnemi oleodru-