Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za schronisko na czas zimy podbiegunowej. Wyciągnęli łódź na brzeg, zdjęli część desek i zbudowali sobie szałas, przysypawszy go mchem i śniegiem.
Polak i Finn użyli pierwsze tygodnie na gromadzenie zapasów żywności i opału. Mięso można było przechowywać bez obawy przed zepsuciem się, gdyż coraz ostrzejsze mrozy zaczęły nawiedzać ten niegościnny, ponury kraj. Żeglarze zabili kilkanaście fok, nałapali dużo ryb, które złożyli do wykopanego dołu, przysypanego lodem i śniegiem. Podczas wypraw myśliwskich zrobili bardzo ważne odkrycie, że w zaroślach roiło się od białych kuropatw. Nałapali za pomocą sideł kilkaset sztuk i zdecydowali, że pożywienia starczy na cały zimowy okres.
Ten zaś straszny czas już nastąpił. Słońce coraz to krócej świeciło, aż zupełnie przygasło. Nastała noc podbiegunowa, noc pełna strasznych widm, zjawisk, trwogą przejmujących, głosów ponurych, a nieznanych.
Mijały tygodnie, gdy zabłąkani w tej pustyni ludzie nie spali, z przerażeniem spoglądając na niebo, które zdawało się płonąć, roztapiać się, zmieniać w morze jakiegoś tajemniczego ognia z mknącemi po niem różnobarwnemi falami, z wytryskującemi do góry, drgającemi słupami płomieni. Zdumieni i przerażeni spoglądali na płonące niebo i z pokorą oczekiwali, że zjawi